+++

 

Oszustwo Katastrofy Smoleńskiej

10 kwietnia 2010

 

Dowody oszukańczej inscenizacji - ręcznego ułożenia -podrzuconych fragmentów

wraku samolotu TU-154M. Uwagi pośrednie.

(ciąg dalszy; „Samolot bliźniak” oraz „Katastrofa, której nie było”)

 

Cześć Trzecia- Raport MAK; -sekundy, których nie ma.

 

(kontynuacja; Oszustwo Katastrofy Smoleńskiej 100821)

Http: //zamach.eu/100821%20Oszustwo%20katastrofy%20smolenskiej/Oszustwo.htm

 

R.0.0

 

 

 

MAK przyznał, że katastrofy smoleńskiej TU-154M 101 nie było.

Uczynił to raportem opublikowanym dniu 10 stycznia 2010 roku w Moskwie.

 

W dokumencie tym, nie ma zapisu w CVR i FDR z okresu; od uderzenia skrzydłem w brzozę, do momentu rozbicia się po drugiej strony drogi asfaltowej - tzn. odbycia lotu na dalsze 300-400m.

A to właśnie jest katastrofą, a nie dialogi pilotów.

 

W raporcie, zapis czarnych skrzynek kończy się właśnie w chwili uderzenia w brzozę, a to dopiero początek katastrofy, a nie jej koniec. A przecież, po tym momencie, Tupolew leci jeszcze 3-6 sekund, skrzynki pozostają nieruszone i muszą pracować normalnie, ale zapisu tej pracy nie ma.

 

Brak zapisu przebiegu katastrofy, oznacza brak dowodów na to, że ona miała miejsce.

-Skorupy poszarpanego wraku samolotu nie są dowodem katastrofy.

-Plac ich zalegania, nie jest automatycznym miejscem wypadku.

 

Podobnie, znalezienie ciał zabitych w Smoleńsku ( lub prosektorium w Moskwie) nie oznacza,

tego, że osoby te utraciły życie w Rosji.

 

Brak zapisu wynika z prostego faktu: sfałszowanie zapisu FDR, przy tej dokumentacji fotograficznej rzekomego miejsca katastrofy– jaką niefrasobliwie wypuszczono w świat - nie jest możliwe dla nikogo. Tu nawet geniusz kłamstwa oszustów Apokalipsy nie pomoże.

Najsprytniejszym chwytem jest udawać, że początek katastrofy jest jej końcem, bo to zalewie parę słabo uchwytnych sekund, które się zręcznie pomija.

 

MAK opublikował wersją multimedialną raportu, zwaną animacją. Animacja ta swoim hałasem i scenariuszem grozy, odwróciła uwagę od tego bardzo prostego faktu; barku w/w zapisu przebiegu technicznego katastrofy, która doprowadziła do ostatecznego uszkodzenia samolotu i śmierci 96 osób. Sztuką było umieć ten brak przemilczeć lub zagadać innymi problemami.

 

Natychmiast po animizacji, pani Anodina podała, że gen. Błasik był pijany. Wersje tę – powód katastrofy - natychmiast rozgłoszono w całym świecie.

Skuteczność propagandowa tej akcji musi dawać dużo do myślenia Polakom, którzy potrafią rozważać o Polsce w szerszej perspektywie.

 

Na tym jednak nie koniec. Aby utrzymać odwrócenie uwagi od tych paru sekund lotu, którego nie było, zwołano chybcikiem kontr-konferencję Millera. W retoryce obrony dobrego imienia Polski w świecie, narobiono nowej porcji zamieszania. A nawet obiecano, że polski raport będzie tym bardziej niekorzystny dla Polski niż wersja rosyjska. O stanie umysłów referentów tamtego gremium świadczy fakt, że oficer lotnictwa podawał kurs Tupolewa w metrach, kiedy – dotąd - kurs był podawany w stopniach.

 

Parę dni po Millerze, do akcji podkręcania emocji ruszył parlament. O problemie oszustwa z zapisem w skrzynkach, ani słowa. Skończyło się na damskich utarczkach, bo mężczyźni z powodu braku testosteronu w organizmie siedzieli cicho. A tu, – co gorsza - nie pyskować, a łby urywać trzeba.

„…Żniwa wielkie, a robotników mało.”

 

Polacy muszą zrozumieć filozofię zaplecza zamachu. Dojrzenie tego zaplecza (beneficjentów) i zrozumienie jego celów decyduje o możliwości, wyobrażenia sobie tej gry 10 kwietnia. Gdzie cały ten zamach, to jedynie drobny fragment procesu, który w Polskiej historii najnowszej należy liczyć od  co najmniej  1 września 1939 ( 17 -09).

Strona polska i Rosja to jedynie pionki w grze.  Przy czym jest zupełnie odwrotnie, niż się myśli. To Warszawa wydaje zlecenia Moskwie, a nie odwrotnie. Wynika to z prostego faktu; zamach został wymierzony w Polskę, i doraźne sterowanie przebiegiem tego zamachu najlepiej powierzyć politykom w Warszawie, słabsi i głupsi niż koledzy rosyjscy. Zyski tego przedsięwzięcia muszą wpaść we właściwe ręce, więc ani polskie ani rosyjskie. A o to zadba najlepiej szumowina polskojęzyczna. Rosja, której pozwolono by czynić zbyt dużo, mogłaby popaść w jakąś pokusę i posunąć się zbyt daleko. Byłby z nią kłopot , wciąż nie jest ona dostatecznie pijana.

To, dlatego wszystko zostało zrobione w Warszawie, co następnie podrzucono do Smoleńska i Moskwy. Rolą Moskwy było wystawić kwity i tak się właśnie stało.

 

Raport MAK, został napisany i opublikowany wg. tego jak to zleceniodawcy w Warszawie zadecydowali. Emocje tego raportu odwracają uwagę od kłopotliwego faktu braków dowodów katastrofy w Smoleńsku. Brak ten obnaża słabość oszustwa smoleńskiego. Co za tym idzie, hipoteza mówiąca, że delegacja katyńska została porwana i zamordowana w Polsce nie ma alternatywy.

A to sytuacja najgorsza z możliwych. To dlatego w histerii medialnej biorą udział wszyscy gracze medialni bez wyjątku. To są te „ wszystkie ręce na pokład”.

 

Wszystko jednak się ułoży. Rzekoma agresywność i fałsz raportu, podlegnie słusznemu odporowi zdeterminowanych polityków w Warszawie. Będzie więc tak, że Rosja wycofa się z wielu tez tego raportu, weźmie na siebie część winy, co doprowadzi do ugody między rzekomo skłóconymi politykami. Ugoda ta zaś uniemożliwi dochodzenie do prawdy. No bo po co drażnić niedźwiedzia?

 

Histeria - celowo zaplanowana - wywołuje emocje, które uniemożliwiają logiczne ułożenie klocków. Napięcia te sprawiają przekonanie sugerujące, że rzekomo strona rosyjska jest agresorem, a strona polska ofiarą i nic więcej. Katastrofa jak każda inna.

Podczas kiedy obraz jest dużo szerszy: Niedźwiedź – szabelka, to owszem, ale Oszuści Liczb najpierwsi.

 

Kiedy Ten Naród w końcu się obudzi.

 

Christus Rex

(-) Krzysztof Cierpisz

20110125

+++

 http://zamach.eu/